Drugi weekend listopada był tak piękny, że nie mogłam się temu nadziwić. Przyniósł to, co listopad przynosić powinien: trochę smutku, trochę myśli o przeszłości, trochę wzruszeń.
#słucham Leonarda Cohena, co przecież nie będzie dla nikogo zaskoczeniem w ostatnich dniach. Jasne, nieśmiertelne Hallelujah gości teraz częściej w moich słuchawkach, ale kilka dni przed śmiercią Cohena zapętliłam singiel z nowej płyty, You Want It Darker. Zastanawiałam się wtedy, czy można pogodzić się ze śmiercią: swoją nadchodzącą i najbliższej osoby. Listopad sprzyja takim rozmyślaniom. Mocno towarzyszy mi myśl o Mamie, o tym, jak chciałabym zyskać chociaż jeden dzień. Minęły dwa lata, a Jej śmierć nadal jest tak samo surrealistyczna.
Słucham też nowej Anity Lipnickiej i muszę przyznać, że całkiem mi się podoba :).
#czuję zmęczenie, choć ciągle jeszcze motywujące. Głowa kipi od pomysłów na nowe projekty i usługi. Już niedługo będę mogła podzielić się z Wami firmową stroną, którą krok po kroku robię. Uruchomię też newsletter i przygotuję niespodziankę :).
#chciałabym jeszcze w listopadzie kupić część świątecznych prezentów. Wiem, że jeszcze za wcześnie, by myśleć o świętach, ale naprawdę warto rozłożyć zakupy.
#tęsknię za Mamą, to jasne. W tym miesiącu nie może być inaczej.
#uczę się odpuszczać. Jeszcze niezbyt mi to wychodzi, ale bardzo się staram zaplanować choć jedno całkiem wolne popołudnie, bo póki co nawet weekendy mam wypchane. Domyślam się, że wielu z Was też tak ma. Wbrew pozorom odpuszczanie wcale nie jest łatwe, gdy ciągle myśli się o tym, że można więcej, że inni robią więcej.
#czytam nowy tom sagi o Lipowe Katarzyny Puzyńskiej. Jest świetny! W kolejce do zrecenzowania leży „Zupowy detoks”. Byłam bardzo ciekawa tej lektury i podchodziłam do niej z pozytywnym nastawieniem. Co z tego wyszło? Opiszę Wam już niedługo :).
#zachwycam się listopadową aurą. Zawsze na nowo, jakby to było moje pierwsze spotkanie z listopadem, cieszę się tak samo z tego, że ten miesiąc nadszedł. Jestem charakterologiczną jesienią, listopad pasuje do mnie jak ulał, a przymrozki i pierwszy śnieg wprowadziły mnie w cudownie rozleniwiony nastrój.
#opiekuję się moją przybłędą, Paniczem Fredosławem. To pierwsze zwierzę, za które jestem odpowiedzialna tak w pełni. Wcześniej wszystkie zwierzątka były domowe, a Freddie to taka istotka Lubego i moja. Jestem podekscytowana do tego stopnia, że wczoraj w panice jechałam z nim do weterynarza, bo miał lekko wzdęty brzuszek ;). Przewrażliwienie wynika ze śmierci mojej suni, Sary, która zmarła po tzw. skręcie żołądka. Teraz rozpieszczam Panicza, pozwalam mu spać z nami i przytulać się w nocy. Wczoraj był tak przejęty wizytą u weterynarza i złym samopoczuciem, że w nocy nie odstępował mnie na krok i przyciągał do siebie pazurami :D.
#praktykuję uważność. Chcę cieszyć się z drobnostek, zauważać małe rzeczy. Odkąd praktykuję jogę, jestem dużo bardziej spokojna, o czym ostatnio pisałam. Teraz też staram się wgłębiać w duchowość związaną z jogą, bo trzeba pamiętać, że bez tej otoczki joga byłaby tylko gimnastyką.
#planuję się wyspać :D. Planuję też zabrać Szymona na randkę, ma w tym miesiącu urodziny. Na bardzo miłą randkę i wegańskiego snickersa. Ale o tym cii… ;)
Jak wygląda Twoje #tuiteraz w listopadzie? :) Podziel się swoimi myślami albo linkiem :).