Kilka tygodni temu kolejny już raz byłam świadkiem rozmowy na temat szkodliwości telewizji. Pamiętam dokładnie tę sytuację: dwie kobiety w średnim wieku narzekały na poziom telewizyjnych programów, jedna przez drugą wymyślając kolejne argumenty. Uśmiechałam się wtedy pobłażliwe, w głowie już krojąc pomysł na ten wpis. Niestety, jak to często bywa, coś, co nie zostało zapisane od razu, potem ucieka, ginie w gąszczu innych mniej lub bardziej cennych myśli.
Na całe szczęście, pod moim ostatnim wpisem dotyczącym seriali, otrzymałam ciekawy komentarz, który przypomniał mi o zasłyszanej rozmowie oraz o moim własnym nastawieniu do szeroko pojętej telewizji. Nie oglądasz telewizji? Spal też książki i odłącz modem.
Poważnie uważasz, że telewizja to samo zło?
Całkiem niedawno stało się modne nieposiadanie w domu telewizora. I okej, nic mi do tego, sama przez trzy lata studiów nie chciałam, żeby po stancji pałętał się telewizor w obawie, że nie będę mogła odzwyczaić się od mojego licealnego rytuału, czyli namiętnego oglądania kanałów informacyjnych. Nieoglądanie telewizji to wybór. Tak samo jak wyborem jest to, czy jesz śniadanie, pijesz kawę z cukrem czy mlekiem, wkładasz kapcie na nogi. Nie powinno to obchodzić nikogo poza Tobą. Jednak zawsze nerwy biorą mnie wtedy, kiedy słyszę, że telewizja to generalnie nic innego, jak tania rozrywka, bzdury, przemoc i odmóżdżanie.
Każdy ma prawo wybrać to, co go interesuje, to, jak chce spędzać swój wolny czas oraz to, jakie programy ogląda, książki czyta, na jakie strony internetowe wchodzi. Dlatego też nie uważam, że można czuć się od kogoś lepszym lub, nie wiem, bardziej alternatywnym tylko dlatego, że zamiast brać do ręki pilota, sięga po książkę. Serio? To jest wyznacznik naszego człowieczeństwa?
I tak się teraz zastanawiam, czy mając do wyboru ciekawy program w telewizji a miałką, acz powszechnie przez społeczeństwo uznawaną za bardziej wartościową, literaturę wybrałabym to drugie? Jestem molem książkowym, uważam, że czytanie rozwija, ale nie oszukujmy się, nawet wśród całej gamy arcydzieł, zawsze znajdą się jakieś gnioty. Sama na półce mam kilka książek, które bardziej niż do czytania, nadają się do rozpalenia w piecu.
Dobrze zrealizowany film dokumentalny emitowany przez TVP Kultura czy spisane i wydane wyznania 40-letniego celebryty?
Wieczór przed telewizorem z Pulp Fiction, Forrestem Gumpem, Panem od muzyki czy w kinie ze Szkolną imprezką albo Magic Mikem XXL?
Słownik polsko@polski profesora Miodka czy moje wpisy dotyczące pisarskiego warsztatu (wcale nie zniechęcam Was do czytania tego bloga ;)).
Zdaję sobie sprawę, że to bardzo proste porównania i każde z nich dałoby się odwrócić na niekorzyść telewizji, która notabene ma mnóstwo wad, ale wiem też doskonale, iż dobrze załapaliście o co mi chodzi – mamy wybór.
Wyborem jest nieposiadanie telewizora i ja ten wybór jak najbardziej szanuję, sama przecież też tak kiedyś wybrałam. Jednak nie mogę zrozumieć tego całego gadania o tym, że telewizja to wiadro pomyj, ogłupiająca rozrywka dla mas i generalnie samo zło. Przecież to Ty trzymasz pilota. To Ty wybierasz kanał. To Ty decydujesz, kiedy siadasz przed telewizorem i ile czasu spędzasz w tej pozycji (nawiasem mówiąc, oglądanie przez Internet programów emitowanych w telewizji, to tak jakby… cóż, po prostu oglądanie telewizji).
Tak samo to Ty kierujesz myszką i klikasz strony, które chcesz zobaczyć. To Ty sięgasz po książkę na bibliotecznej półce i decydujesz, czy będzie to tomik poezji, harlekin, czy może filozoficzna powieść.
A tak Bogiem a prawdą, odmóżdżanie też jest potrzebne. I dla jednych to będzie dzień spędzony online, dla drugich leżenie pod drzewami, a dla trzecich oglądanie telewizji, w tym najbardziej obciachowych oper mydlanych. Widzisz w tym coś złego? Bo ja nie. Zdecydowanie wolę, kiedy ktoś odstresuje się przy meczu albo Barbarze Mostowiak, niż krzycząc na dzieci albo hejtując w Internecie.
Chcesz, to miej telewizor, nie chcesz, to nie miej, ale nie czuj się lepszy tylko dlatego, że Ty sięgasz popołudniu po książkę. W końcu nie wiesz, co za ścianą ogląda Twój sąsiad. Może coś o wiele bardziej wartościowego, niż myślisz.
To jego wybór. To Twój wybór.