Uwielbiam kryminały. Uwielbiam zagadki, dochodzenia, dziwne i pokręcone scenariusze morderstw. Ale przychodzą takie chwile, kiedy mam dosyć czytania o zabójstwach, żałobie czy zemście. Dlatego z chęcią sięgnęłam po „Promyczka”. Tytuł wydawał mi się tak pozytywny, że bez wahania zaczęłam „połykać” stronę za stroną. No cóż… Ostanie 100 kartek przepłakałam ;).
Fabuła
Kate Sedgwick dopiero wkracza w dorosłe życie. Wyprowadza się z ukochanej Kalifornii, gdzie dorastała, do Grant, uniwersyteckiego miasteczka w Minnesocie. Drobna surferka, uwielbiająca słońce, dobrą, czarną kawę i muzykę, zaczyna studia w zupełnie nieznanej części USA, nie mając tam nikogo, oprócz niezbyt przyjaznej przyrodniej siostry swojej zmarłej matki. Jednak nie musimy martwić się o Kate. To zaradna, uśmiechnięta, bardzo radosna i pozytywna osoba, która bez problemu odnajdzie się w nowej sytuacji. Tak też było i teraz.
Życie Kate, nazywanej przez swojego najlepszego przyjaciela Promyczkiem, nie było usłane różami. Kartka po kartce czytelnik poznaje kolejne tajemnice z jej przeszłości, jeszcze bardziej potwierdzające to, co już wiemy od początku: Kate jest niezwykle silna, czuła i mądra. Nie da się jej nie lubić i od początku jej kibicujemy. Kiedy więc poznaje nieziemsko przystojnego, enigmatycznego Kellera Banksa, czytelnik mocno zaciska kciuki, żeby powieść zakończyła się dla nich szczęśliwie. To wcale nie będzie takie proste, bo zarówno Kate, jak i Keller, kryją tajemnice, obok których nie można przejść obojętnie.
Recenzja
Kiedy przeczytałam kilkadziesiąt pierwszych stron, nie byłam pewna, czy pochlebne recenzje, które gdzieś widziałam, nie były pisane na wyrost. Potem po prostu uznałam, że to książka, która bardziej przypadłaby do gustu mojej osiemnastoletniej siostrze niż mnie. Co prawda doskonale pamiętam, jak to jest przenieść się do nowego miejsca, zaczynać studia, zakochać się po raz pierwszy tak naprawdę, ale wydawało mi się, że skoro te etapy życia (bardzo ważne etapy!) mam za sobą, to lektura nie sprawi mi takiej radości, jakiej oczekiwałam.
Oczywiście myliłam się. Choć książka jest pełna rozterek typowych dla nastolatków, łapczywej namiętności i czasem naiwnej ckliwości, to jednak nie sposób nie pokochać „Promyczka”. To intensywna, dynamiczna opowieść o głębokiej przyjaźni, pierwszej miłości, nieudanych relacjach rodzinnych, życiu na całego i śmierci. Słodko-gorzkie połączenie, które mimo zadającego ból zakończenia, niesie za sobą pozytywne, pełne ciepła przesłanie.
Kim Holden zdecydowała się na pamiętnikową formę książki. Większość fabuły opowiadana jest z perspektywy Kate, dziewczyna opisuje wydarzenia poszczególnych dni. Są także wpisy Kellera, które w niektórych momentach się zazębiają, co jest fantastyczne dla akcji: możemy ją zobaczyć z dwóch stron. Uwielbiam takie zabiegi pisarskie.
Nie liczyłam na cukierkowe zakończenie. Domyślałam się, że Kim Holden, od samego początku mocno trzymająca się rzeczywistości, nie zdecyduje się rozwiązać fabułę w taki sposób, jak mają to w zwyczaju autorki romansów. Kiedy byłam młodsza, lubiłam zakończenia, które wywoływały dyskomfort, wymagały od czytelnika refleksji, kilku dni przemyśleń. Teraz też je lubię, ale czasami czekam właśnie na tę słodycz, cukierek, niemal niemożliwe rozwiązanie akcji. „Promyczek” nawet jeśli nie wymaga przemyśleń, to jednak mocno chwyta za serce i ciężko się rozstać z lekturą. Ostatnie 100 stron chciałam jednocześnie przeczytać szybko i wolno. Szybko, bo pragnęłam wiedzieć, jakie Kim Holden miała plany wobec bohaterów, a wolno, ponieważ tak bardzo przywiązałam się do Kate, Gusa, Kellera i innych postaci, że po prostu nie mogłam się z nimi pożegnać.
Dla kogo jest ta książka? Zdecydowanie dla kobiet. Wydaje mi się, że znacznie bardziej trafi do grupy wiekowej 18-25, ale każda pani powyżej tego przedziału, szukająca historii o silnej, pogodnej i wytrwałej osobie, też znajdzie w tej lekturze coś dla siebie. „Promyczka” niekoniecznie trzeba traktować jako opowieść o dwudziestolatce, a raczej szukać w niej sposobu na przezwyciężenie problemów, uśmiechu oraz przede wszystkim nadziei. Jak powtarza Kate, „stwórz legendę”. I „Promyczek” właśnie o tym jest: życiu w taki sposób, byśmy tworzyli własną legendę. Na całego. Na pełnym gazie. Bez rozpamiętywania, użalania się oraz szukania wymówek. Chyba właśnie za to pokochałam Kate.
We wrześniu pojawi się polskie wydanie drugiej powieści cyklu, „Gus”. A Wy czytaliście „Promyczka”? :) Jakie macie wrażenia?
Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję księgarni internetowej niePrzeczytane.pl.