Poznajcie Fortitude — niewielkie, skute lodem miasteczko na Svalbardzie, w którym mieszka trochę ponad 700 mieszkańców, a wśród nich niedźwiedzie polarne. Gdzie nie spojrzycie śnieg: ulice, dachy, szczyty gór pokryte białym puchem. Magiczny obraz, niczym z bajki o krainie lodu, gdzie wszyscy żyją w harmonii, z daleka od problemów, tworząc wspólnotę o nienagannej moralności i wzajemnym zaufaniu. Nie dajcie się jednak zwieść tej widokówce. Prawda jest przerażająca.
Po pierwsze, w Fortitude nie można umrzeć. Nie i już. Stąd każdy starszy bądź chory człowiek musi być oddelegowany na kontynent. Po drugie, już w pilotowym odcinku (tak naprawdę odcinek 1 i 2) poznajemy niemal wszystkich bohaterów, ich frustracje, kłamstwa, problemy. Uwierzcie mi, przez chwilę nawet serialowy maniak może czuć się przytłoczony. Po trzecie i najważniejsze, ten pozorny spokój oraz zgodę mieszkańców zaburza bestialskie morderstwo. Pisząc „bestialskie” mam dokładnie to słowa na myśli. W Fortitude zbudziła się bestia.
Klimatu serialowi po prostu nie można odmówić. Przepiękne, wolne sceny na tle cudownych, białych krajobrazów sprawiają, że wciągamy się z odcinka na odcinek coraz bardziej. Jednak same widoki byłyby niczym, gdyby nie dobrze skonstruowana fabuła i przede wszystkim aktorstwo na wysokim poziomie. Pierwsze morderstwo było jedynie epilogiem to kolejnych mniej i bardziej dramatycznych zdarzeń w życiu zawodowym i prywatnym naszych bohaterów. Burmistrz miasta (w tej roli genialna Sofie Gråbøl z Forbrydelsen) ma ambicję stworzyć z Fortitude zimowy kurort wypoczynkowy. Tajemniczy szeryf podejmuje same nieracjonalne decyzje, jak się okazuje z powodu szaleńczej, nieokiełznanej miłości. I w końcu londyński detektyw, który przybył do miasteczka, by pomóc rozwiązać makabryczną zbrodnię, a do którego nikt z tubylców nie ma zaufania (Stanley Tucci). W tle pojawiają się poboczne wątki, ale wszystkie prowadzą do ostatecznego rozwiązania — nietypowego dla serialu kryminalnego i może właśnie w tym tkwi siła Fortitude.
Spodziewałam się seryjnego mordercy ukrytego w mrocznych i śnieżnych górach. Spodziewałam się przypadkowego zabójstwa, które rozrosło się do monstrualnych rozmiarów. Spodziewałam się nawet paranormalnego zakończenia, które bardzo by mnie rozczarowało. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy żadna z tych opcji się nie sprawdziła.
Nie będę Was czarować, że to najlepszy serial kryminalny, jaki w życiu obejrzałam, bo tak nie jest. Czasami akcja wlecze się aż za bardzo, a czasami czułam się przeładowana informacja o bohaterach i musiała długo przetwarzać informacje, żeby poukładać je w głowie. Jednak właśnie dla naprawdę fantastycznie zrealizowanych scen, dobrego aktorstwa (nie wspomniałam jeszcze o Michaelu Gambonie, czyli Dumbledorze ;)) oraz pokręconej historii i jeszcze dziwniejszego zakończenia, warto zarezerwować sobie czas na 12 około 47-minutowych odcinków. Jeśli tylko lubicie, gdy serial mrozi Wam krew w żyłach, sceny morderstwa wykręcają twarz, a finał do samego końca pozostaje zagadką, nie będziecie zawiedzeni.
YouTube / Sky Atlantic – via Iframely
A jakie Wy seriale ostatnio oglądacie? Proszę o recenzje i polecenia :).