Doskonale pamiętam swoją pierwszą lekcję. Miałam już doświadczenie z grupowymi zajęciami typu taniec, zumba czy aerobik, więc zrobiłam to, co zawsze do tej pory: weszłam do sali, zobaczyłam, że wszyscy biorą kostki (nie miałam pojęcia, do czego służą!) i maty. Też tak zrobiłam i usiadłam w najdalszym kącie, z tyłu, żeby nikt mnie przypadkiem nie widział.
Poszłam na jogę z ciekawości, bo miałam już do niej kilka podejść w warunkach domowych. I żadne z nich nie zakończyło się dłuższą przygodą. Po pierwszych zajęciach z Marzeną, moją instruktorką, byłam już pewna, że od tego dnia joga stanie się moją towarzyszką.
Joga zmienia życie? Przecież to banał!
Gdybyście 7 miesięcy temu powiedzieli mi, że joga może zmienić cokolwiek w moim życiu, być może nawet bym nie zaprzeczyła, ale potwierdziła też na pewno nie. Od dawna wierzę w siłę zdrowego stylu życia, dobrej diety i ruchu, jednak joga zawsze kojarzyła mi się z duchowością i religijnością wręcz, do której mi daleko. Pewnie więc przyznałabym, że owszem, po pół roku z jogą stanę się bardziej rozciągnięta, może moje ciało będzie smuklejsze, ale to tyle. Cieszę się, że tak bardzo bym się pomyliła.
Jestem spokojniejsza
Tak się składa, że jestem chodzącym nieszczęściem. Zawsze przyciągam jakieś mniej lub bardziej pechowe, a nawet tragiczne sytuacje. Ostatnie dwa lata były pod tym względem mega intensywne. Część doświadczeń opisywałam tutaj na blogu, a część była zachowana tylko dla Lubego i dla mnie. Joga pozwoliła mi znaleźć ukojenie. Teraz często mówię Szymonowi: „Hej, jak fajnie, że dzisiaj jadę na jogę! Wyciszę się, wyluzuję”. I tak właśnie jest, bez żadnej ściemy. Siadam w swoim ulubionym siadzie, zamykam oczy i słucham głosu Marzeny. Uwielbiam, kiedy na początku zajęć są ćwiczenia oddechowe. Wtedy najpełniej czuję spokój, a wydycham napięcie. Wizualizacja jest w jodze bardzo ważna, ale ja dopiero się jej uczę.
Poznałam swoje ciało
Przez pierwszych kilka miesięcy nie byłam w stanie zrobić malasany, pozycji girlandy (pogląd poniżej zaczerpnięty z Insta). Pięty nie chciały zejść w dół, a kolana bolały niemiłosiernie. Teraz też nie jest idealnie, ale w końcu jestem w stanie zrobić girlandę i wytrzymać w niej kilka oddechów. To dla mnie ogromny sukces, a po drodze było takich wiele.
Joga pozwoliła mi poznać dokładniej ciało. Nigdy wcześniej bym nie przypuszczała, że mój młody organizm może mieć takie problemy, choć przecież doskonale wiedziałam, że go zaniedbywałam. Okazało się, że mam słabe kolana, nadgarstki, ramiona. Ścięgna podkolanowe były tak skurczone, że nie było mowy o odłożeniu dłoni na podłodze przy wyprostowanych nogach, a tyłopochylenie miednicy sprawiało, że zwykły siad prosty był problemem. Trudno się do tego przyznać, ale za to z jaką satysfakcją mogę napisać, że moje ciało się zmienia, jest już dużo bardziej posłuszne.
Zamiast drzemki pies z głową w dół
Były takie słabsze miesiące jeszcze przed jogą, że codziennie około godziny 10 (wstaję o 6) chciało mi się spać, traciłam koncentrację, stawałam się rozdrażniona. Pozwalałam sobie wtedy na 10-minutową drzemkę, która była skuteczna tylko przez chwilę.
Marzenka na zajęciach powiedziała, że pies z głową w dół pobudza bardziej niż kawa. Nie bardzo chciałam w to wierzyć, zanim nie spróbowałam. Teraz, ponieważ ruszam się regularnie, mam więcej energii, ale gdy dorwie mnie gorszy dzień, od razu robię psa z głową w dół albo powitanie słońca z vajrasany. Od razu mi lepiej.
Wychodzę do ludzi
Za tydzień w niedzielę idę na warsztaty z najstarszym żyjącym nauczycielem jogi w Polsce. Pan Czesław Beer (koniecznie obejrzyjcie materiał filmowy) ma ponad 80 lat i mógłby być inspiracją dla dwudziestolatków. I chociaż mam tremę przed tym, jak sobie poradzę w nowym miejscu, z nowymi osobami, to jednak czuję też ogromną ekscytację.
Pewne sytuacje w moim życiu sprawiły, że odcięłam się od zewnętrznego świata. To prawda, wychodziłam na uczelnię, spotykałam się z rodziną, ale to wszystko. Nie podróżowałam, nie chciałam widywać znajomych. Czasem tak bywa, choć pewnie niewiele osób może taki detoks od ludzi zrozumieć. I nagle pojawiła się joga. Trzy razy w tygodniu widzę te same twarze, nieśmiało się przywitam, czasem zamienię kilka słów. Coś we mnie pękło i sprawiło, że powoli staję się bardziej otwarta.
Na jakim etapie jestem?
Pewnie najbardziej Was interesuje, na jaki etapie „jogowania” jestem po tych 6 miesiącach. Często mnie pytacie o to, jak zaczęłam, jak wyglądają zajęcia, czy joga naprawdę pomaga. Być może Was rozczaruję, ale mam nadzieję, że jednocześnie zachęcę tych, którzy naprawdę chcą jogi spróbować: nie jestem na żadnym etapie. Po pół roku nie umiem stanąć na głowie, w pokracznym żurawiu utrzymuję się przez kilka sekund, a mostek jest poza moim zasięgiem.
Nie jestem na żadnym etapie, bo wiem, że nie muszę być. Przychodzę na zajęcia i mam czas pobyć sama ze sobą, jak mówi Marzenka. Chcę się doskonalić. Chcę w końcu bez problemu stanąć na głowie, zaprezentować pięknego żurawia, a mostek zrobić z jedną uniesioną nogą. Ale wiecie co? Joga nauczyła mnie, że mam czas. Tak po prostu. Zero rywalizacji, zero stopni wtajemniczenia.
Joga zmieniła moje życie. Potrafię lepiej panować nad emocjami, częściej się uśmiecham, zdenerwowanie rozwiązuję technikami oddechowymi. Nie wyobrażam sobie dnia bez czytania o jodze, myślenia o niej, bez praktyki. Jestem wdzięczna sobie, że się zdecydowałam. Po każdych zajęciach kłaniam się i uśmiecham do siebie. Ale jestem też wdzięczna Marzenie i wszystkim osobom, z którymi dzielę zajęcia. Są dla mnie niesamowitą motywacją.
A Ty jakie masz doświadczenia z jogą? Może dopiero chcesz zacząć praktykę i coś Cię zastanawia? Pisz śmiało! :) Jak zwykle czekam na Wasze komentarze, refleksje i pytania :).
PS Jeśli chcesz przeczytać o tym, jak się czułam po 3 miesiącach z jogą, zapraszam na post z sierpnia :).