• Strona Główna
  • Zacznij tutaj
  • Kategorie
    • Szczere teksty
    • Selfcare
    • Joga
    • Przegląd serialowy
    • Lifestyle
  • Serie
    • TeaTime!
    • Tu i teraz

Zaparzę Ci herbatę

blog lifestylowy

Książki, Szczere teksty

6 mitów psychologicznych

Mylimy się, ufamy przeczuciom, wierzymy w to, co jest nam przekazywane z pokolenia na pokolenie w postaci „ludowych mądrości” (czasami tkwi w nich ziarno prawdy!). To zupełnie naturalne — przecież na co dzień nie kwestionujemy wszystkiego, co usłyszymy — konsumowałoby to zbyt wiele czasu i wysiłku. Posługujemy się więc przeczuciami, schematami, a czasem stereotypami. To ludzka rzecz.

Jest kilka takich mitów, które nie mają poparcia w badaniach, a są chętnie powtarzane nie tylko podczas rodzinnych spotkań — pojawiają się w dyskusjach, w mediach czy w książkach. Oto niektóre z nich.

W MOMENCIE NARODZIN JESTEŚMY NIEZAPISANYMI KARTKAMI

Tabula rasa — czysta, niezapisana karta. Ten termin pojawia się na lekcjach historii czy języka polskiego. Według niektórych historycznych teorii umysł dziecka jest jak tabula rasa, a więc dzieci zdobywają wiedzę jedynie dzięki uczeniu się i doświadczeniu — bez doświadczenia pochodzącego ze środowiska umysł pozostaje niezapisany. I choć współcześnie nie dyskutujemy z tym, że geny mają wpływ na wygląd („wykapany tatuś”, „czysta mamusia”), to jednak nadal zdarza się słyszeć, że rodzimy się z takim samym potencjałem i z takimi samymi możliwościami i to od środowiska oraz własnej pracy zależy, kim będziemy. No… Nie do końca.

Ciekawe badania w tym kierunku prowadzone są przy udziale par bliźniąt monozygotycznych i dizygotycznych. Wynika z nich, że im więcej wspólnych genów mają dwie osoby, tym bardziej będą podobne pod względem porównywalnych charakterystyk. Analiza dokonana przez Thomasa Boucharda i Matthewa McGue’a (pomiary inteligencji uzyskane na podstawie 111 badań obejmujących 11300 par o różnym stopniu pokrewieństwa) pokazała, że czynnik genetyczny bierze udział w determinowaniu różnic indywidualnych w ilorazie inteligencji (w przybliżeniu jest to 50% udziału genów). Z kolei badania nad temperamentem przeprowadzone przez polskiego psychologa Jana Strelaua (i jego współpracowników) wskazują, że czynnik genetyczny w odniesieniu do cech temperamentu mierzonych na podstawie samoopisu odpowiada za 34% zmienności.

Spór o to, czy dominującą rolę odgrywa dziedziczność, czy środowisko, najlepiej podsumował Donald Hebb, który stwierdził, że suma obu czynników stanowi 100% dziedziczności i 100% środowiska. Słusznie w ten sposób zauważył, że ani nie rodzimy się czystymi kartkami, ani też nie jesteśmy całkiem zdeterminowani przez geny. Przez całe życie zarówno nasze wyposażenie, z którym przychodzimy na świat, jak i nasze środowiska wspólne (dzielone z członkami rodziny) oraz środowiska specyficzne (właściwe jednostce) ścierają się i mają wpływ na to, jak funkcjonujemy i kim jesteśmy.

PRZECIWIEŃSTWA SIĘ PRZYCIĄGAJĄ

Tak na szybko: ile znasz książek, seriali, filmów, w których główni bohaterowie, czy to przyjaciele, czy pary, byli swoimi przeciwieństwami? Jakiś czas temu widziałam, że Netflix wprowadził nawet tag „przeciwieństwa”. Lubimy takie historie — wystarczy tu wspomnieć „Dumę i uprzedzenie” albo „Dirty Dancing”. Okazuje się jednak, że zdecydowanie bardziej jesteśmy jak dwie połówki tego samego jabłka niż jak ogień i woda.

Badania psychologii społecznej pokazują, że bardziej lubimy tych, którzy są do nas pod jakimś względem podobni. Bardzo ciekawie działa tutaj efekt podobieństwa — czasami wystarczy ta sama data urodzenia, aby rekruter patrzył przychylniej na kandydata. Wolimy przebywać z ludźmi o podobnych cechach, ale też bardziej lubimy tych, którzy mają podobne do nas poglądy. Dobór na zasadzie podobieństw może mieć kluczowe znaczenie w małżeństwie. Są nawet badania, które pokazują, że satysfakcję z małżeństwa wzmaga zamiłowanie bądź brak zamiłowania do porządku. Oczywiście to nie znaczy, że musimy wybierać na partnera albo przyjaciela osobę niemal identyczną, jednak w ostatecznym rozrachunku mniej konfliktów i nieporozumień powstaje tam, gdzie ludzie się zgadzają.

IM NAS WIĘCEJ, TYM BEZPIECZNIEJ I ŁATWIEJ O POMOC

Nie wiem jak Wy, ale podczas oglądania horrorów zawsze denerwowało mnie, że bohaterowie się rozdzielają. Przecież w grupie bezpieczniej, raźniej. I może rzeczywiście w przypadku mrożących krew w żyłach opowieści ma to sens, jednak okazuje się, że w sytuacjach kryzysowych już niekoniecznie.

Historia przemocy i wypadków zna takie sytuacje, gdy na oczach wielu świadków dokonywano pobić albo wymuszeń czy pozostawiono ofiarę potrącenia samą sobie. Najprościej wytłumaczyć nieme i bierne zachowania obserwujących jako „typową dla tych czasów znieczulicę”. Proste wyjaśnienia nie zawsze są jednak trafne. Psychologowie John Darley i Bibb Latane doszli do wniosku, że za biernością świadków wcale nie stoi brak empatii, a dwa mechanizmy psychologiczne. Pierwszy z nich to efekt pluralistycznej ignorancji, który polega na tym, że ktoś z góry (i niesłusznie) zakłada, że nikt w grupie nie podziela jego zdania („Skoro nikt inny nie reaguje, to znaczy, że nic się nie dzieje, a ja jestem w błędzie”). Drugi to efekt rozproszenia uwagi, który w takich sytuacjach jest wyjątkowo niebezpieczny. Osoba, która obserwuje zdarzenie, często zdaje sobie sprawę z tego, co widzi i rozumie sytuację, ale jednocześnie nie czuje się odpowiedzialna, aby udzielić pomocy, np. poprzez wezwanie karetki albo policji. Jeśli ktoś wówczas zaczyna udzielać pomocy i potrzebuje wsparcia, warto, by kierował komunikaty do konkretnych osób, np. wskazując je palcem i wydając polecenia.

Jak Darley i Latane sprawdzili działanie bycia w grupie? „Jedno z badań polegało na tym, że uczestnicy wchodzili – pojedynczo lub trójkami — do sali, gdzie mieli wypełniać zestawy kwestionariuszy. Po kilku minutach z otworów wentylacyjnych zaczynał wydobywać się dym. 75% uczestników, którzy przebywali w pokoju sami, wybiegło i ogłosiło ten incydent, natomiast ci, których połączono w grupy, robili to prawie o połowę rzadziej (38%)”.*

WYKORZYSTUJEMY TYLKO 10% SWOJEGO MÓZGU

Z tym mitem psychologicznym pewnie spotkała się każda z Was. Jest powszechny, dobrze ugruntowany i czasami służy nawet celom marketingowym, kiedy reklamowane są kursy na zwiększenie potencjału. O potencjale pisał już William James, jeden z prekursorów psychologii. To właśnie on zastanawiał się nad tym, czy człowiek może wykorzystywać więcej niż 10% swojego potencjału intelektualnego i być może jego rozmyślania, a w zasadzie późniejsze przeinaczenia rozmyślań, były zalążkiem neuromitu.

Mikołaj Magnuski, neurokognitywista, słusznie zauważa, że trudno nawet odnieść się do tego mitu, ponieważ nie można zdefiniować, czym owe „10% mózgu” jest. To miałaby być liczba neuronów, konkretne obszary czy może właśnie potencjał, o którym pisał James?

Czas na dowody! Zdecydowanie najsilniejszymi z nich są narzędzia, które pozwalają badać strukturę i funkcje mózgu. Co wiemy dzięki neuroobrazowaniu? Nawet szczegółowe badania nie wykazały wyciszonych obszarów mózgu, a na dodatek nawet w przypadku prostych czynności mamy do czynienia z aktywnością w różnych miejscach narządu. Dodatkowo, gdyby rzeczywiście potrzebnych nam było tylko 10% mózgu, jego uszkodzenia nie powodowałyby pod względem medycznych tragicznych konsekwencji, jakie czasem możemy obserwować np. po wypadkach.

Można się jeszcze uprzeć, że w tym micie wcale nie chodzi o 10% mózgu, a o 10% możliwości, jakie mamy. W tym wypadku trzeba by było zacząć utożsamiać mózg z inteligencją, wyobraźnią, motywacją, myśleniem, pamięcią… I wieloma innymi pojęciami, nad którymi w codziennym życiu nawet się nie zastanawiamy. Jak określić, w ilu procentach wykorzystujemy na co dzień albo co roku swoje możliwości?

Prawdą jest, że możemy mówić o neuroplastyczności i tworzeniu nowych połączeń neuronalnych, dzięki czemu jesteśmy w stanie rozwijać się i uczyć przez całe życie. Nie ma jednak mitycznych 10%.

ZŁOŚĆ LEPIEJ WYŁADOWAĆ

Ile razy słyszałaś, że na złość najlepsze jest wyładowanie? W takich chwilach lubimy rekomendować wysiłek fizyczny w postaci biegu albo uderzania w worek treningowy. Badania prowadzone od kilkudziesięciu lat pokazują jednak, że metoda „wyładowywania” czy „oczyszczania” (tzw. katharsis) może przynieść odwrotny skutek i stać się dolewaniem oliwy do ognia. Według tych badań w chwili złości rosną niechęć do kogoś albo agresja po czynnościach „wyładowujących”.

Agresywne zachowanie w obliczu złości może przynieść chwilowe poczucie ulgi, ale w dłuższej perspektywie dochodzi do wzmacniania związku pomiędzy silnymi emocjami i agresją. W przypadku złości bardzo ważne jest, by nauczyć się ją rozpoznawać i nazywać. Pomoże to zaakceptować, że jesteśmy zdolni do odczuwania złości, a stąd o krok do konstruktywnych, społecznie akceptowanych form jej wyrażania. Nie chodzi bowiem o to, żeby jej nie wyrażać — można to robić np. poprzez rozmowę i przedstawianie swojego punktu widzenia. Podsycanie ognia nie jest najlepszą metodą.

NIEMOWLĘTA MANIPULUJĄ ZA POMOCĄ PŁACZU („NIECH SIĘ WYPŁACZE!”)

Zanim rozpoczęłam studia psychologiczne, nie interesowałam się tym, co nauka mówi o wychowywaniu dzieci, zwłaszcza tych najmłodszych. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy przeczytałam pierwsze rozdziały z podręcznika do psychologii rozwoju człowieka i okazało się, że zostawienie niemowlęcia do „wypłakania się” wcale nie jest zalecaną techniką uspokajania dziecka. Znałam mnóstwo takich powiedzonek: „jak nosiłaś, to teraz baw”, „rozpieściłaś, to teraz masz problem”, „latałaś na każdy płacz, to teraz tobą manipuluje”. Rzeczą ludzką jest się mylić, jednak niektóre mity są po prostu szkodliwe. Ten o zostawianiu dzieci do wypłakania się jest jednym z nich.

Wiemy już, że dziecko nie przychodzi na świat jako niezapisana kartka, ale też że na jego rozwój ma wpływ m.in. środowisko, w którym wzrasta. Raczej wszyscy zgadzamy się, co do tego, że w początkowym okresie życia największy wpływ mają rodzice czy też opiekunowie dziecka i to właśnie od nich zachowań wiele zależy.

Rodzimy się z repertuarem zachowań przywiązaniowych. Takim zachowaniem jest płacz. Kiedy dziecko płacze, trudno jest nam to znieść, to nieprzyjemny dźwięk (podobnie jest z donośnym miauczeniem kotów) — dorośli więc próbują wielu rzeczy, aby uspokoić małego człowieka i uciszyć jego płacz. Dodatkowo dzieci lubią bliskość, czują się wówczas bezpieczne. Kiedy opiekun się oddala, zmniejsza dystans, dzieci uruchamiają sygnały, które mają uświadomić dorosłemu, żeby wrócił. Do uruchomienia sygnałów dochodzi najczęściej wtedy, gdy z dziećmi dzieje się coś w ich odczuciu złego albo zagrażającego. Ma to podłoże adaptacyjne.

Małe dziecko nie płacze po to, by manipulować i wymuszać. Dziecko nie potrzebuje jedynie przewinięcia i nakarmienia. Płacze (jak i śmieje się), aby coś zakomunikować — skróćmy dystans, potrzebuję cię bliżej. Metoda „zostaw, niech się wypłacze” nie jest więc odpowiednią odpowiedzią na wysyłane dorosłym sygnały. Po części od tego, jak rodzic/figura przywiązania będzie reagować na komunikaty dziecka, w tym płacz, zależy rozwój emocjonalny (zwłaszcza zdolność do zarządzania swoimi emocjami), a przede wszystkim to, jaką otrzymamy bazę do tworzenia relacji z innymi ludźmi w późniejszym życiu. Aby lepiej zrozumieć, czym są style przywiązania i o co chodzi z płaczem niemowląt, serdecznie polecam Wam:

1. Wykład dra Konrada Piotrowskiego na temat wychowywania małych dzieci.

2. Artykuł Igi Stanek o stylach przywiązania w dorosłości.

Mitów związanych z postrzeganiem człowieka, emocji czy możliwości poznawczych jest dużo więcej. Jeśli interesuje Was ten temat polecam książkę „50 wielkich mitów psychologii popularnej” oraz artykuł o badaniach dotyczących rozpowszechnienia mitów psychologicznych wśród studentów psychologii ;). Dajcie znać, jakie Wy znacie mity!


*Cytat pochodzi z: Lilienfeld, S. O., Lynn, S. J., Ruscio, J., Beyerstein, B. L. (2011). 50 wielkich mitów psychologii popularnej. Warszawa: Wydawnictwo CIS.

Źródła:
Lilienfeld, S. O., Lynn, S. J., Ruscio, J., Beyerstein, B. L. (2011). 50 wielkich mitów psychologii popularnej. Warszawa: Wydawnictwo CIS.
Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS. (2020). 5 popularnych neuromitów. Dlaczego wierzymy w bajki o mózgu? Pobrane z: https://www.swps.pl/strefa-psyche/blog/relacje/21295-5-popularnych-neuromitow-dlaczego-wierzymy-w-bajki-o-mozgu

Strelau, J. (2006). Różnice indywidualne: opis, determinanty i aspekt społeczny. W: J. Strelau (red.) Psychologia. Podręcznik akademicki. Tom 2 (s. 653-681). Gdańsk: GWP.

Zobacz też:

  • Biblioterapia — recenzja książki „Siła niedoskonałości. Dlaczego perfekcyjnie nie zawsze oznacza najlepiej”Biblioterapia — recenzja książki „Siła niedoskonałości. Dlaczego perfekcyjnie nie zawsze oznacza najlepiej”
  • Bądź dla siebie życzliwa. Czym jest samowspółczucie?Bądź dla siebie życzliwa. Czym jest samowspółczucie?
  • „Jak zostać pisarzem” – recenzja podręcznika dla autorów + przepis na bestseller„Jak zostać pisarzem” – recenzja podręcznika dla autorów + przepis na bestseller
  • Tu i teraz w sierpniuTu i teraz w sierpniu
  • Recenzja książki „Promyczek” Kim HoldenRecenzja książki „Promyczek” Kim Holden
  • Dlaczego czytam książki [ze słownikiem]?Dlaczego czytam książki [ze słownikiem]?

28 lipca 2020 | Skomentuj!

O mnie

O mnie

Cześć! Mam na imię Kinga. Jestem kociarą, maniaczką seriali i herbaty. Bloguję o wystarczająco dobrym życiu.

  • Bloglovin
  • Email
  • Facebook
  • Instagram
  • Pinterest

Teraz czytam

Teraz czytam

Facebook

Zaparzę ci herbatę

Moje tu i teraz

6 mitów psychologicznych

6 mitów psychologicznych

zobacz więcej

Polityka prywatności

Copyrights © 2021 · Zaparzę Ci herbatę · Szablon CreativeLight.pl

Jest herbata, muszą być i ciasteczka :). Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.Jem ciasteczka i dobrze mi z tym!